czwartek, 5 grudnia 2013



Rozdział II - Infiltracja


Mapy nie kłamały. Staliśmy teraz jakieś 20 metrów od wejścia do kryjówki. Wszyscy mieli broń w pogotowiu. Nie zastanawiając się długo, założyłem tłumik na lufę karabinu, po czym zwróciłem się do oddziału.

- Pamiętajcie, naszym celem nie jest zabić, tylko schwytać i przesłuchać tych ludzi. Strzelajcie tylko w ostateczności. Ruszamy!

Kiwnęli głową. Rozproszyliśmy się na dwu-osobowe drużyny. Podbiegłem tak blisko, jak tylko mogłem. Patrycja oparła się plecami o kolumnę, stojącą przy wejściu, dając znać, że teren jest czysty. Ustawiłem się po drugiej stronie, po czym otworzyliśmy wejście przy pomocy mocnego kopniaka. Pomieszczenie było przyciemnione. Główny korytarz prowadził do dwóch przejść. Reszta oddziału zjawiła się, oznajmiając, że dookoła kryjówki również nikogo nie ma.
- Piotrek i Krzysiek, przeszukacie główny hol. Andrzej, ty będziesz osłaniał Gośkę, która uda się prawym przejściem. Patrycja, my idziemy w lewo.

Nie musiałem powtarzać dwa razy. Każdy zrozumiał swój rozkaz. Przejście prowadziło w dół. Patrycja co chwile sprawdzała stan powietrza.

- Co za dziwne miejsce... Czy to laboratorium? - Zapytała, kiedy dotarliśmy do końca zejścia.
- Tak wygląda. Musimy przeszukać to pomieszczenie. - Odpowiedziałem, podchodząc do stołu. Leżało na nim sporo przyrządów alchemicznych, książek i ręko pism. Na jednym z nich był sposób zrobienia i użycia bomby chemicznej o niesamowitej sile rażenia.
- O cholera! Chodź tu! - Krzyknąłem do Patrycji, czytając znaleziony kawałek papieru. - Te skurczybyki planują coś wielkiego! Nie dość, że konstruują bombę chemiczną, to jeszcze mają dostęp do towarów z zagranicy!
- Jest tu coś napisane o sposobie działania tej bomby?
- Nie, kartka jest rozdarta. Widnieje na niej tylko skład. Nie wygląda to na zwykłą kulkę, robiącą spore "bum" i już. Oni muszą coś planować. Lepiej zabierzmy to ze sobą.
- Coś mi tu nie gra... -Zastanowiła się. - Jeżeli konstruują coś takiego, to będą musieli przeprowadzić atak w miejscu oddalonym od miejsca zrzutu bomby o paręset kilometrów.
- Albo użyją Terrorysty-Kamikadze.
- Sprawdziłeś resztę książek? - Zapytała, biorąc jedną z nich w ręce i dokładnie przeglądając.
- Nie ma w nich nic wartego uwagi. Musieli się spieszyć z opuszczeniem tego miejsca, skoro zostawili tutaj takie rzeczy. - Pokiwała głową, odkładając książkę. Po chwili przystanęła przy klapie w podłodze.
- Zamknięte. - Powiedziała, próbując otworzyć. Zamek wyglądał dość solidnie. Niewiele osób wie, że Patrycja jest mistrzynią otwierania zamków. Zdjęła hełm i wyjęła spinkę z włosów, używając jej jak wytrycha. Trzeba przyznać, bystra z niej bestia.

Zamek w końcu uległ i klapa została otwarta. Na dnie schowka leżał mały kufer. Kiedy już chciałem go zabrać, rozległ się za nami znajomy głos.

- Zapomniałem zabrać parę rzeczy, ale nie spodziewałem się tutaj was znaleźć...
Momentalnie odwróciłem wzrok na postać stojącą przy drzwiach. Miał na twarzy kominiarkę, a w ręku trzymał granat. Nie wiem czemu, ale miałem wrażenie, że znam ten głos. Patrycja celowała w niego ze swojej broni, ale najwidoczniej wcale go to nie wzruszyło. Zaśmiał się głośno, robiąc krok do przodu.

- Jako elitarny oddział pajaców, powinniście wiedzieć, że zabicie mnie tylko pogorszy waszą sytuację...
- Stul pysk, bo zrobię z Cie...
- Odłóż broń! - Rozkazałem Patrycji. Spojrzała na mnie, jak na debila. W rzeczy samej, ja nigdy nie przystawałem na warunki przeciwnika. Jednak w tym wypadku musieliśmy się wycofać.



Rozdział III - Kontakt


- Co ty robisz!? On ma w ręku granat, a ty każesz mi...!
- Patrz. - Powiedziałem, ściszając głos. - Widzisz ten klips nad jego lewych uchem? To nadajnik typu MicroLiveRecord, który monitoruje cały jego organizm, oraz promień 1 metra dookoła niego. Gdybyśmy go powalili, a co gorsze, postrzelili, zostalibyśmy otoczeni przez oddział wroga w parę sekund.
- A więc znasz sposób działania naszych nadajników? Nie jesteś taki głupi, jak na psa. Masz racje, moja śmierć byłaby dla was w aktualnym momencie zgubą. Mi również nie jest na rękę zabijanie was, dlatego pozwolę wam odejść, jeśli oddacie wszystko, co zabraliście.
- Menda... - Patrycja zaklęła pod nosem, opuszczając broń. - Co robimy?
- Jeżeli odmówimy, zabije nas. Jeśli go unieszkodliwimy, zostaniemy zabici przez jego wsparcie... Wdepnęliśmy w niezłe gówno... Ale mam pomysł.
- Jaki? - Zapytała, nachylając się w moją stronę.
- Mój karabin jest dość celny, a ja mam szybkie ręce. Mogę spróbować odstrzelić klips, a wtedy ty przestrzelisz jego prawą rękę i obie nogi w kolanach. Jeżeli trafie centralnie w czerwone kółko na nadajniku, nie zdąży wysłać zawiadomienia. Jeżeli minimalnie spudłuje, mamy przesrane.
- Musimy spróbować. Jeżeli oddamy mu znalezione dokumenty, stracimy bardzo cenne informacje. Na Twój znak zaczniemy.

Facet czekał na naszą decyzje. Widać nie wyobrażał sobie, że będziemy ryzykować.

- Liczę do 3, na 2 odstrzelę nadajnik, a na 3 unieruchomisz go.
- Ok.

Spojrzałem teraz na mój cel. Był jakieś 4 metry ode mnie. Gdyby nie to, że był cholernie mały, nie byłoby problemu. Zacisnąłem dłoń na uchwycie od karabinu.
- 1... - Mężczyzna spojrzał na nas zdziwionym wzrokiem. Widocznie miał dość czekania na decyzje. My jednak wymyśliliśmy coś zupełnie innego. Po chwili powiedziałem głośno "dwa", uniosłem karabin i oddałem dwa strzały. Jeden usunął antenkę, a drugi trafił w klips, zmuszając go do odpadnięcia. Patrycja, doliczając do trzech, postrzeliła go w rękę i obie nogi. Upadł.
- Widzę, że chcecie zginąć! - Krzyknął, upuszczając granat. Zawleczka nie została wyjęta, więc nie mógł wybuchnąć. Spojrzałem na nadajnik. Kula o milimetr ominęła docelowe miejsce. Nie zastanawiając się, złapałem za krótkofalówkę.
- Alfa-a1! Kod czerwony, wycofać się! Powtarzam, wycofać się!
- Co sie stało? - Odpowiedział Piotrek. Krótkofalówka Gośki milczała.
- Za chwile rozpęta się tutaj prawdziwe piekło. Skontaktuj się z biurem, niech przyślą wsparcie!
- Gdzie jesteście!?
- Nie ważne, rób, co rozkazałem, to ja tu jestem kapitanem... - Przerwałem, ponieważ za nami rozległ się dość spory hałas. Tuż przy drzwiach upadł granat oślepiający. Momentalnie odwróciłem wzrok, a po chwili usłyszałem strzały. Patrycja zaczęła strzelać w stronę drzwi jak szalona.
- Cholera, musimy ich przyblokować! - Krzyknęła, wymieniając pusty magazynek. - Jedynie tak zdołamy się wydostać! Rzucaj granat! Ja wale z kija!
Kiedy już chciałem zdjąć zawleczkę, poczułem przeszywający ból w okolicy ucha.

Następny rozdział: Problemy.

1 komentarz:

  1. No pięknie, aż mi dech zaparło. Niby początek spokojny, a tu taki zwrot akcji. Super. Czekam na ciąg dalszy, ale to już zapewne wiesz. :)

    OdpowiedzUsuń