Rozdział II - Infiltracja
Mapy nie kłamały. Staliśmy teraz jakieś 20 metrów od wejścia
do kryjówki. Wszyscy mieli broń w pogotowiu. Nie zastanawiając się długo,
założyłem tłumik na lufę karabinu, po czym zwróciłem się do oddziału.
- Pamiętajcie, naszym celem nie jest zabić, tylko schwytać i
przesłuchać tych ludzi. Strzelajcie tylko w ostateczności. Ruszamy!
Kiwnęli głową. Rozproszyliśmy się na dwu-osobowe drużyny.
Podbiegłem tak blisko, jak tylko mogłem. Patrycja oparła się plecami o kolumnę,
stojącą przy wejściu, dając znać, że teren jest czysty. Ustawiłem się po
drugiej stronie, po czym otworzyliśmy wejście przy pomocy mocnego kopniaka.
Pomieszczenie było przyciemnione. Główny korytarz prowadził do dwóch przejść.
Reszta oddziału zjawiła się, oznajmiając, że dookoła kryjówki również nikogo
nie ma.
- Piotrek i Krzysiek, przeszukacie główny hol. Andrzej, ty
będziesz osłaniał Gośkę, która uda się prawym przejściem. Patrycja, my idziemy
w lewo.
Nie musiałem powtarzać dwa razy. Każdy zrozumiał swój
rozkaz. Przejście prowadziło w dół. Patrycja co chwile sprawdzała stan
powietrza.
- Co za dziwne miejsce... Czy to laboratorium? - Zapytała,
kiedy dotarliśmy do końca zejścia.
- Tak wygląda. Musimy przeszukać to pomieszczenie. -
Odpowiedziałem, podchodząc do stołu. Leżało na nim sporo przyrządów
alchemicznych, książek i ręko pism. Na jednym z nich był sposób zrobienia i
użycia bomby chemicznej o niesamowitej sile rażenia.
- O cholera! Chodź tu! - Krzyknąłem do Patrycji, czytając
znaleziony kawałek papieru. - Te skurczybyki planują coś wielkiego! Nie dość,
że konstruują bombę chemiczną, to jeszcze mają dostęp do towarów z zagranicy!
- Jest tu coś napisane o sposobie działania tej bomby?
- Nie, kartka jest rozdarta. Widnieje na niej tylko skład. Nie
wygląda to na zwykłą kulkę, robiącą spore "bum" i już. Oni muszą coś
planować. Lepiej zabierzmy to ze sobą.
- Coś mi tu nie gra... -Zastanowiła się. - Jeżeli konstruują
coś takiego, to będą musieli przeprowadzić atak w miejscu oddalonym od miejsca
zrzutu bomby o paręset kilometrów.
- Albo użyją Terrorysty-Kamikadze.
- Sprawdziłeś resztę książek? - Zapytała, biorąc jedną z
nich w ręce i dokładnie przeglądając.
- Nie ma w nich nic wartego uwagi. Musieli się spieszyć z
opuszczeniem tego miejsca, skoro zostawili tutaj takie rzeczy. - Pokiwała
głową, odkładając książkę. Po chwili przystanęła przy klapie w podłodze.
- Zamknięte. - Powiedziała, próbując otworzyć. Zamek
wyglądał dość solidnie. Niewiele osób wie, że Patrycja jest mistrzynią
otwierania zamków. Zdjęła hełm i wyjęła spinkę z włosów, używając jej jak
wytrycha. Trzeba przyznać, bystra z niej bestia.
Zamek w końcu uległ i klapa została otwarta. Na dnie schowka
leżał mały kufer. Kiedy już chciałem go zabrać, rozległ się za nami znajomy
głos.
- Zapomniałem zabrać parę rzeczy, ale nie spodziewałem się
tutaj was znaleźć...
Momentalnie odwróciłem wzrok na postać stojącą przy
drzwiach. Miał na twarzy kominiarkę, a w ręku trzymał granat. Nie wiem czemu,
ale miałem wrażenie, że znam ten głos. Patrycja celowała w niego ze swojej
broni, ale najwidoczniej wcale go to nie wzruszyło. Zaśmiał się głośno, robiąc
krok do przodu.
- Jako elitarny oddział pajaców, powinniście wiedzieć, że
zabicie mnie tylko pogorszy waszą sytuację...
- Stul pysk, bo zrobię z Cie...
- Odłóż broń! - Rozkazałem Patrycji. Spojrzała na mnie, jak
na debila. W rzeczy samej, ja nigdy nie przystawałem na warunki przeciwnika.
Jednak w tym wypadku musieliśmy się wycofać.
Rozdział III - Kontakt
- Co ty robisz!? On ma w ręku granat, a ty każesz mi...!
- Patrz. - Powiedziałem, ściszając głos. - Widzisz ten klips
nad jego lewych uchem? To nadajnik typu MicroLiveRecord, który monitoruje cały
jego organizm, oraz promień 1 metra dookoła niego. Gdybyśmy go powalili, a co
gorsze, postrzelili, zostalibyśmy otoczeni przez oddział wroga w parę sekund.
- A więc znasz sposób działania naszych nadajników? Nie
jesteś taki głupi, jak na psa. Masz racje, moja śmierć byłaby dla was w
aktualnym momencie zgubą. Mi również nie jest na rękę zabijanie was, dlatego
pozwolę wam odejść, jeśli oddacie wszystko, co zabraliście.
- Menda... - Patrycja zaklęła pod nosem, opuszczając broń. -
Co robimy?
- Jeżeli odmówimy, zabije nas. Jeśli go unieszkodliwimy,
zostaniemy zabici przez jego wsparcie... Wdepnęliśmy w niezłe gówno... Ale mam
pomysł.
- Jaki? - Zapytała, nachylając się w moją stronę.
- Mój karabin jest dość celny, a ja mam szybkie ręce. Mogę
spróbować odstrzelić klips, a wtedy ty przestrzelisz jego prawą rękę i obie
nogi w kolanach. Jeżeli trafie centralnie w czerwone kółko na nadajniku, nie
zdąży wysłać zawiadomienia. Jeżeli minimalnie spudłuje, mamy przesrane.
- Musimy spróbować. Jeżeli oddamy mu znalezione dokumenty,
stracimy bardzo cenne informacje. Na Twój znak zaczniemy.
Facet czekał na naszą decyzje. Widać nie wyobrażał sobie, że
będziemy ryzykować.
- Liczę do 3, na 2 odstrzelę nadajnik, a na 3 unieruchomisz
go.
- Ok.
Spojrzałem teraz na mój cel. Był jakieś 4 metry ode mnie.
Gdyby nie to, że był cholernie mały, nie byłoby problemu. Zacisnąłem dłoń na
uchwycie od karabinu.
- 1... - Mężczyzna spojrzał na nas zdziwionym wzrokiem.
Widocznie miał dość czekania na decyzje. My jednak wymyśliliśmy coś zupełnie
innego. Po chwili powiedziałem głośno "dwa", uniosłem karabin i
oddałem dwa strzały. Jeden usunął antenkę, a drugi trafił w klips, zmuszając go
do odpadnięcia. Patrycja, doliczając do trzech, postrzeliła go w rękę i obie
nogi. Upadł.
- Widzę, że chcecie zginąć! - Krzyknął, upuszczając granat.
Zawleczka nie została wyjęta, więc nie mógł wybuchnąć. Spojrzałem na nadajnik.
Kula o milimetr ominęła docelowe miejsce. Nie zastanawiając się, złapałem za
krótkofalówkę.
- Alfa-a1! Kod czerwony, wycofać się! Powtarzam, wycofać
się!
- Co sie stało? - Odpowiedział Piotrek. Krótkofalówka Gośki
milczała.
- Za chwile rozpęta się tutaj prawdziwe piekło. Skontaktuj
się z biurem, niech przyślą wsparcie!
- Gdzie jesteście!?
- Nie ważne, rób, co rozkazałem, to ja tu jestem
kapitanem... - Przerwałem, ponieważ za nami rozległ się dość spory hałas. Tuż
przy drzwiach upadł granat oślepiający. Momentalnie odwróciłem wzrok, a po
chwili usłyszałem strzały. Patrycja zaczęła strzelać w stronę drzwi jak
szalona.
- Cholera, musimy ich przyblokować! - Krzyknęła, wymieniając
pusty magazynek. - Jedynie tak zdołamy się wydostać! Rzucaj granat! Ja wale z
kija!
Kiedy już chciałem zdjąć zawleczkę, poczułem przeszywający
ból w okolicy ucha.
Następny rozdział: Problemy.
No pięknie, aż mi dech zaparło. Niby początek spokojny, a tu taki zwrot akcji. Super. Czekam na ciąg dalszy, ale to już zapewne wiesz. :)
OdpowiedzUsuń