Rozdział IV - Problemy
Obudziłem się w szpitalnym łóżku. Kiedy tylko spróbowałem
się podnieść, przeszył mnie niesamowity ból głowy.
- Nie powinieneś się ruszać. - Powiedziała do mnie Patrycja.
- Co ja tu robie?
- Nie pamiętasz? - Pokazała palcem na bandaż owinięty
dookoła mojej głowy. - Zaatakowali nas, i zostałeś ranny. Lekarze mówią, że
gdyby kula trafiła Cię trochę obok skroni, dokładnie pare milimetrów w lewo,
zginąłbyś na miejscu. Zresztą nie wiadomo, czy nie pozostanie Ci ten paraliż.
Dopiero teraz zorientowałem się, że nie mogę ruszać lewą
ręką.
- A co, jeśli... Nie odzyskam sprawności?
- Nawet tak nie mów... - Patrycja opuściła głowę. - Byłeś w
śpiączce przez 2 tygodnie...
- Co !? - Podniosłem się i wielki ból sparaliżował moje
ciało. Opadłem na łóżko jak kłoda. - Co jest z tym ciałem?
- Mówiłam Ci już idioto. Nie wykonuj gwałtownych ruchów. -
Patrycja powtórzyła spokojnym głosem. Wyjęła z kieszeni białą kartkę.
- Co to? - Zapytałem. Milczała.
- Nasz szef odszedł na emeryturę... Mamy nowego, to znaczy,
nową szefową.
- Że co!? - Szarpnąłem się i spadłem z łóżka, dotkliwie
uderzając się w nos. Kiedy już pozbierano moje szczątki, do sali weszła dość
wysoka kobieta. Miała długie, blond włosy spięte w kitkę, niebieskie oczy i
nosiła coś na wzór repliki kobiecego mundurka, używanego podczas różnorakich
spotkań. Jej twarz... Była taka chłodna.
- Dzień Dobry! - Patrycja wstała, aby zasalutować, lecz
przerwałem jej, trafiając kapciem centralnie w tył głowy.
- Co ty odwalasz!? Nie salutuj przed obcymi! Kto to w ogóle
jest!?
- Jestem Twoim Fatum. - Ucięła chłodno, dając pstryczka w
miejsce, które oberwałem kulką.
- Oszalałaś!? To boli!
- Nazywam się Joanna. Jestem szefem waszego oddziału, więc
albo zaczniesz zwracać się do mnie, jak należy, albo będę zmuszona zrobić coś
gorszego.
- Nie boje się... Szef miał przecież dopiero 53 na karku...
- Miał dość tej roboty, nie wyrabiał nerwowo. Sam dobrze o
tym wiesz. - Przerwała mi Patrycja.
Nienawidziłem przyznawać jej racji, ale w tym wypadku
musiałem, więc już nie mówiłem ani słowa.
Tydzień później mnie wypisali. Dziwiłem się, ze tak szybko,
ale widocznie nie wymagałem już intensywnej opieki. Również odzyskałem czucie w
ręce. Szedłem teraz do domu, kiedy nagle napadła mnie...
- Patrycja!? Co ty odwalasz? - Krzyknąłem próbując ją z
siebie zrzucić. Niestety, siedziała na mnie okrakiem, a na dodatek byłem
osłabiony.
- Nie wierć się. To dla twojego dobra. Szefowa kazała Ci
spać przez tydzień u mnie w domu.
- Co!? - Walnąłem ją w głowę i zrzuciłem, po czym ruszyłem
biegiem przez park. Co ta kobieta sobie myśli? Nie dość, ze wpieprza się do
naszej organizacji jako szef, to na dodatek każe mi z nią mieszkać? Nim jednak
się zorientowałem, znowu leżałem na ziemi.
- Głupek, w tym stanie nie uciekniesz.
Wygląda na to, że zapowiada się niezwykły tydzień. Trzeba
przyznać, ze ma całkiem twardy garnek...
Interwał 0 "Wojna i terror" Zakończony.
Interwał 1 "Inicjacja A-a1"
Rozdział V - Relacje
Ostatecznie zgodziłem się na mieszkanie u niej. W końcu to
tylko tydzień.
- Słuchaj... - Zacząłem niepewnie. - Co tam sie wydarzyło
tak naprawdę?
- Kiedy wyjmowałeś zawleczkę z granatu, pojawiło się dwóch
gości w progu. Jednego zdjęłam, a drugi, mimo poważnych ran, zdołał podnieść
broń i wystrzelić w Ciebie. Dziwię się, że pocisk przebił kevlarowy hełm i
zdołał tak mocno cie ranić.
- Rozumiem... A co z Gośką i Andrzejem? Nie odpowiadali
przez krótkofalówkę.
- Zepsuła się. Kiedy przeszukiwali pomieszczenie, zalała ich
woda. Zapomnieliśmy zamontować w nich system odporny na wodę...
- Wiedziałem, ze o czymś zapomniałem. To tutaj mieszkasz?
- Tak. - Odpowiedziała, otwierając drzwi. - Rozgość się.
Dom nie był zbyt duży, ale przytulny. Było w nim wszystko,
co było potrzebne. Takie miejsca lubiłem najbardziej.
Patrycja usiadła na łóżku.
- Gdzie mam spać? - Zapytałem.
- Ty śpisz tam. - Pokazała na fotel.
- Co!?
- Nie martw się, to się rozkłada... - Podeszła do fotela,
próbowała otworzyć, kopnęła dwa razy, uderzyła z fronta, a na końcu usiadła
przed nim na podłodze - Jakoś...
- A ja myślę, ze wystarczy zrobić tak... - Zdjąłem poduszkę,
odsunąłem główną część przy pomocy nóżek i fotel się rozłożył. Patrycja
patrzyła na mnie tak, jakbym przed chwilą zrobił coś niemożliwego.
- Nie patrz się tak, tylko daj mi jakąś pościel... Hej...
Żyjesz? - Zacząłem szturchać ją palcem w głowę.
- Jak to zrobiłeś? Nie mogłam rozłożyć tego fotela przez 5
lat!
- Dlatego to ja zostałem dowódcą... - Nim się obejrzałem,
dostałem mocnego kopniaka w podbródek.
- Czy to była aluzja!? - Spojrzała na mnie wściekłym
wzrokiem.
- Nie, bawiłem się w idiotę-samobójcę i sprawdzałem, czy tym
razem wystarczająco mocno mi grzmotniesz, aby mnie zabić. - Powiedziałem,
wstając. Spojrzała na mnie spod ciężkich powiek i rzuciła na fotel pościel.
Odezwała się moja krótkofalówka.
- Co jest? - Zapytałem, podnosząc ją.
- Szefowa wzywa Ciebie i Patrycje do biura, natychmiast. -
Kiwnąłem głową do Patrycji. Ciekawiło mnie, czego ta baba chce.
Po dotarciu na miejsce zauważyliśmy, że tylko my jesteśmy w
biurze. Reszta musiała już pójść do domu. Weszliśmy do biura szefowej.
- Witajcie. Przejdę od razu do sedna...
- Co się dzieje? - Patrycja zapytała jakby nieswoim głosem.
Czyżby czegoś się domyślała? Joanna spojrzała na mnie. Tym razem jednak jej
oczy nie były takie zimne... Dało się z nich wyczytać coś na wzór przeprosin?
- Wiem, że to dla was ważne, a zwłaszcza dla Ciebie, ale
niestety, nie mogę narazić zespołu. Odsuwam was od sprawy Mateusza...
Następny rozdział: Upadek oddziału Alfa-a1.