sobota, 7 grudnia 2013



Rozdział IV - Problemy


Obudziłem się w szpitalnym łóżku. Kiedy tylko spróbowałem się podnieść, przeszył mnie niesamowity ból głowy.
- Nie powinieneś się ruszać. - Powiedziała do mnie Patrycja.
- Co ja tu robie?
- Nie pamiętasz? - Pokazała palcem na bandaż owinięty dookoła mojej głowy. - Zaatakowali nas, i zostałeś ranny. Lekarze mówią, że gdyby kula trafiła Cię trochę obok skroni, dokładnie pare milimetrów w lewo, zginąłbyś na miejscu. Zresztą nie wiadomo, czy nie pozostanie Ci ten paraliż.
Dopiero teraz zorientowałem się, że nie mogę ruszać lewą ręką.
- A co, jeśli... Nie odzyskam sprawności?
- Nawet tak nie mów... - Patrycja opuściła głowę. - Byłeś w śpiączce przez 2 tygodnie...
- Co !? - Podniosłem się i wielki ból sparaliżował moje ciało. Opadłem na łóżko jak kłoda. - Co jest z tym ciałem?
- Mówiłam Ci już idioto. Nie wykonuj gwałtownych ruchów. - Patrycja powtórzyła spokojnym głosem. Wyjęła z kieszeni białą kartkę.
- Co to? - Zapytałem. Milczała.
- Nasz szef odszedł na emeryturę... Mamy nowego, to znaczy, nową szefową.
- Że co!? - Szarpnąłem się i spadłem z łóżka, dotkliwie uderzając się w nos. Kiedy już pozbierano moje szczątki, do sali weszła dość wysoka kobieta. Miała długie, blond włosy spięte w kitkę, niebieskie oczy i nosiła coś na wzór repliki kobiecego mundurka, używanego podczas różnorakich spotkań. Jej twarz... Była taka chłodna.
- Dzień Dobry! - Patrycja wstała, aby zasalutować, lecz przerwałem jej, trafiając kapciem centralnie w tył głowy.
- Co ty odwalasz!? Nie salutuj przed obcymi! Kto to w ogóle jest!?
- Jestem Twoim Fatum. - Ucięła chłodno, dając pstryczka w miejsce, które oberwałem kulką.
- Oszalałaś!? To boli!
- Nazywam się Joanna. Jestem szefem waszego oddziału, więc albo zaczniesz zwracać się do mnie, jak należy, albo będę zmuszona zrobić coś gorszego.
- Nie boje się... Szef miał przecież dopiero 53 na karku...
- Miał dość tej roboty, nie wyrabiał nerwowo. Sam dobrze o tym wiesz. - Przerwała mi Patrycja.
Nienawidziłem przyznawać jej racji, ale w tym wypadku musiałem, więc już nie mówiłem ani słowa.

Tydzień później mnie wypisali. Dziwiłem się, ze tak szybko, ale widocznie nie wymagałem już intensywnej opieki. Również odzyskałem czucie w ręce. Szedłem teraz do domu, kiedy nagle napadła mnie...
- Patrycja!? Co ty odwalasz? - Krzyknąłem próbując ją z siebie zrzucić. Niestety, siedziała na mnie okrakiem, a na dodatek byłem osłabiony.
- Nie wierć się. To dla twojego dobra. Szefowa kazała Ci spać przez tydzień u mnie w domu.
- Co!? - Walnąłem ją w głowę i zrzuciłem, po czym ruszyłem biegiem przez park. Co ta kobieta sobie myśli? Nie dość, ze wpieprza się do naszej organizacji jako szef, to na dodatek każe mi z nią mieszkać? Nim jednak się zorientowałem, znowu leżałem na ziemi.
- Głupek, w tym stanie nie uciekniesz.
Wygląda na to, że zapowiada się niezwykły tydzień. Trzeba przyznać, ze ma całkiem twardy garnek...


Interwał 0 "Wojna i terror" Zakończony.


Interwał 1 "Inicjacja A-a1"



Rozdział V - Relacje


Ostatecznie zgodziłem się na mieszkanie u niej. W końcu to tylko tydzień.

- Słuchaj... - Zacząłem niepewnie. - Co tam sie wydarzyło tak naprawdę?
- Kiedy wyjmowałeś zawleczkę z granatu, pojawiło się dwóch gości w progu. Jednego zdjęłam, a drugi, mimo poważnych ran, zdołał podnieść broń i wystrzelić w Ciebie. Dziwię się, że pocisk przebił kevlarowy hełm i zdołał tak mocno cie ranić.
- Rozumiem... A co z Gośką i Andrzejem? Nie odpowiadali przez krótkofalówkę.
- Zepsuła się. Kiedy przeszukiwali pomieszczenie, zalała ich woda. Zapomnieliśmy zamontować w nich system odporny na wodę...
- Wiedziałem, ze o czymś zapomniałem. To tutaj mieszkasz?
- Tak. - Odpowiedziała, otwierając drzwi. - Rozgość się.

Dom nie był zbyt duży, ale przytulny. Było w nim wszystko, co było potrzebne. Takie miejsca lubiłem najbardziej.
Patrycja usiadła na łóżku.
- Gdzie mam spać? - Zapytałem.
- Ty śpisz tam. - Pokazała na fotel.
- Co!?
- Nie martw się, to się rozkłada... - Podeszła do fotela, próbowała otworzyć, kopnęła dwa razy, uderzyła z fronta, a na końcu usiadła przed nim na podłodze - Jakoś...
- A ja myślę, ze wystarczy zrobić tak... - Zdjąłem poduszkę, odsunąłem główną część przy pomocy nóżek i fotel się rozłożył. Patrycja patrzyła na mnie tak, jakbym przed chwilą zrobił coś niemożliwego.
- Nie patrz s tak, tylko daj mi jakąś pościel... Hej... Żyjesz? - Zacząłem szturchać ją palcem w głowę.
- Jak to zrobiłeś? Nie mogłam rozłożyć tego fotela przez 5 lat!
- Dlatego to ja zostałem dowódcą... - Nim się obejrzałem, dostałem mocnego kopniaka w podbródek.
- Czy to była aluzja!? - Spojrzała na mnie wściekłym wzrokiem.
- Nie, bawiłem się w idiotę-samobójcę i sprawdzałem, czy tym razem wystarczająco mocno mi grzmotniesz, aby mnie zabić. - Powiedziałem, wstając. Spojrzała na mnie spod ciężkich powiek i rzuciła na fotel pościel. Odezwała się moja krótkofalówka.
- Co jest? - Zapytałem, podnosząc ją.
- Szefowa wzywa Ciebie i Patrycje do biura, natychmiast. - Kiwnąłem głową do Patrycji. Ciekawiło mnie, czego ta baba chce.

Po dotarciu na miejsce zauważyliśmy, że tylko my jesteśmy w biurze. Reszta musiała już pójść do domu. Weszliśmy do biura szefowej.
- Witajcie. Przejdę od razu do sedna...
- Co się dzieje? - Patrycja zapytała jakby nieswoim głosem. Czyżby czegoś się domyślała? Joanna spojrzała na mnie. Tym razem jednak jej oczy nie były takie zimne... Dało się z nich wyczytać coś na wzór przeprosin?
- Wiem, że to dla was ważne, a zwłaszcza dla Ciebie, ale niestety, nie mogę narazić zespołu. Odsuwam was od sprawy Mateusza...


Następny rozdział: Upadek oddziału Alfa-a1.

czwartek, 5 grudnia 2013



Rozdział II - Infiltracja


Mapy nie kłamały. Staliśmy teraz jakieś 20 metrów od wejścia do kryjówki. Wszyscy mieli broń w pogotowiu. Nie zastanawiając się długo, założyłem tłumik na lufę karabinu, po czym zwróciłem się do oddziału.

- Pamiętajcie, naszym celem nie jest zabić, tylko schwytać i przesłuchać tych ludzi. Strzelajcie tylko w ostateczności. Ruszamy!

Kiwnęli głową. Rozproszyliśmy się na dwu-osobowe drużyny. Podbiegłem tak blisko, jak tylko mogłem. Patrycja oparła się plecami o kolumnę, stojącą przy wejściu, dając znać, że teren jest czysty. Ustawiłem się po drugiej stronie, po czym otworzyliśmy wejście przy pomocy mocnego kopniaka. Pomieszczenie było przyciemnione. Główny korytarz prowadził do dwóch przejść. Reszta oddziału zjawiła się, oznajmiając, że dookoła kryjówki również nikogo nie ma.
- Piotrek i Krzysiek, przeszukacie główny hol. Andrzej, ty będziesz osłaniał Gośkę, która uda się prawym przejściem. Patrycja, my idziemy w lewo.

Nie musiałem powtarzać dwa razy. Każdy zrozumiał swój rozkaz. Przejście prowadziło w dół. Patrycja co chwile sprawdzała stan powietrza.

- Co za dziwne miejsce... Czy to laboratorium? - Zapytała, kiedy dotarliśmy do końca zejścia.
- Tak wygląda. Musimy przeszukać to pomieszczenie. - Odpowiedziałem, podchodząc do stołu. Leżało na nim sporo przyrządów alchemicznych, książek i ręko pism. Na jednym z nich był sposób zrobienia i użycia bomby chemicznej o niesamowitej sile rażenia.
- O cholera! Chodź tu! - Krzyknąłem do Patrycji, czytając znaleziony kawałek papieru. - Te skurczybyki planują coś wielkiego! Nie dość, że konstruują bombę chemiczną, to jeszcze mają dostęp do towarów z zagranicy!
- Jest tu coś napisane o sposobie działania tej bomby?
- Nie, kartka jest rozdarta. Widnieje na niej tylko skład. Nie wygląda to na zwykłą kulkę, robiącą spore "bum" i już. Oni muszą coś planować. Lepiej zabierzmy to ze sobą.
- Coś mi tu nie gra... -Zastanowiła się. - Jeżeli konstruują coś takiego, to będą musieli przeprowadzić atak w miejscu oddalonym od miejsca zrzutu bomby o paręset kilometrów.
- Albo użyją Terrorysty-Kamikadze.
- Sprawdziłeś resztę książek? - Zapytała, biorąc jedną z nich w ręce i dokładnie przeglądając.
- Nie ma w nich nic wartego uwagi. Musieli się spieszyć z opuszczeniem tego miejsca, skoro zostawili tutaj takie rzeczy. - Pokiwała głową, odkładając książkę. Po chwili przystanęła przy klapie w podłodze.
- Zamknięte. - Powiedziała, próbując otworzyć. Zamek wyglądał dość solidnie. Niewiele osób wie, że Patrycja jest mistrzynią otwierania zamków. Zdjęła hełm i wyjęła spinkę z włosów, używając jej jak wytrycha. Trzeba przyznać, bystra z niej bestia.

Zamek w końcu uległ i klapa została otwarta. Na dnie schowka leżał mały kufer. Kiedy już chciałem go zabrać, rozległ się za nami znajomy głos.

- Zapomniałem zabrać parę rzeczy, ale nie spodziewałem się tutaj was znaleźć...
Momentalnie odwróciłem wzrok na postać stojącą przy drzwiach. Miał na twarzy kominiarkę, a w ręku trzymał granat. Nie wiem czemu, ale miałem wrażenie, że znam ten głos. Patrycja celowała w niego ze swojej broni, ale najwidoczniej wcale go to nie wzruszyło. Zaśmiał się głośno, robiąc krok do przodu.

- Jako elitarny oddział pajaców, powinniście wiedzieć, że zabicie mnie tylko pogorszy waszą sytuację...
- Stul pysk, bo zrobię z Cie...
- Odłóż broń! - Rozkazałem Patrycji. Spojrzała na mnie, jak na debila. W rzeczy samej, ja nigdy nie przystawałem na warunki przeciwnika. Jednak w tym wypadku musieliśmy się wycofać.



Rozdział III - Kontakt


- Co ty robisz!? On ma w ręku granat, a ty każesz mi...!
- Patrz. - Powiedziałem, ściszając głos. - Widzisz ten klips nad jego lewych uchem? To nadajnik typu MicroLiveRecord, który monitoruje cały jego organizm, oraz promień 1 metra dookoła niego. Gdybyśmy go powalili, a co gorsze, postrzelili, zostalibyśmy otoczeni przez oddział wroga w parę sekund.
- A więc znasz sposób działania naszych nadajników? Nie jesteś taki głupi, jak na psa. Masz racje, moja śmierć byłaby dla was w aktualnym momencie zgubą. Mi również nie jest na rękę zabijanie was, dlatego pozwolę wam odejść, jeśli oddacie wszystko, co zabraliście.
- Menda... - Patrycja zaklęła pod nosem, opuszczając broń. - Co robimy?
- Jeżeli odmówimy, zabije nas. Jeśli go unieszkodliwimy, zostaniemy zabici przez jego wsparcie... Wdepnęliśmy w niezłe gówno... Ale mam pomysł.
- Jaki? - Zapytała, nachylając się w moją stronę.
- Mój karabin jest dość celny, a ja mam szybkie ręce. Mogę spróbować odstrzelić klips, a wtedy ty przestrzelisz jego prawą rękę i obie nogi w kolanach. Jeżeli trafie centralnie w czerwone kółko na nadajniku, nie zdąży wysłać zawiadomienia. Jeżeli minimalnie spudłuje, mamy przesrane.
- Musimy spróbować. Jeżeli oddamy mu znalezione dokumenty, stracimy bardzo cenne informacje. Na Twój znak zaczniemy.

Facet czekał na naszą decyzje. Widać nie wyobrażał sobie, że będziemy ryzykować.

- Liczę do 3, na 2 odstrzelę nadajnik, a na 3 unieruchomisz go.
- Ok.

Spojrzałem teraz na mój cel. Był jakieś 4 metry ode mnie. Gdyby nie to, że był cholernie mały, nie byłoby problemu. Zacisnąłem dłoń na uchwycie od karabinu.
- 1... - Mężczyzna spojrzał na nas zdziwionym wzrokiem. Widocznie miał dość czekania na decyzje. My jednak wymyśliliśmy coś zupełnie innego. Po chwili powiedziałem głośno "dwa", uniosłem karabin i oddałem dwa strzały. Jeden usunął antenkę, a drugi trafił w klips, zmuszając go do odpadnięcia. Patrycja, doliczając do trzech, postrzeliła go w rękę i obie nogi. Upadł.
- Widzę, że chcecie zginąć! - Krzyknął, upuszczając granat. Zawleczka nie została wyjęta, więc nie mógł wybuchnąć. Spojrzałem na nadajnik. Kula o milimetr ominęła docelowe miejsce. Nie zastanawiając się, złapałem za krótkofalówkę.
- Alfa-a1! Kod czerwony, wycofać się! Powtarzam, wycofać się!
- Co sie stało? - Odpowiedział Piotrek. Krótkofalówka Gośki milczała.
- Za chwile rozpęta się tutaj prawdziwe piekło. Skontaktuj się z biurem, niech przyślą wsparcie!
- Gdzie jesteście!?
- Nie ważne, rób, co rozkazałem, to ja tu jestem kapitanem... - Przerwałem, ponieważ za nami rozległ się dość spory hałas. Tuż przy drzwiach upadł granat oślepiający. Momentalnie odwróciłem wzrok, a po chwili usłyszałem strzały. Patrycja zaczęła strzelać w stronę drzwi jak szalona.
- Cholera, musimy ich przyblokować! - Krzyknęła, wymieniając pusty magazynek. - Jedynie tak zdołamy się wydostać! Rzucaj granat! Ja wale z kija!
Kiedy już chciałem zdjąć zawleczkę, poczułem przeszywający ból w okolicy ucha.

Następny rozdział: Problemy.

środa, 4 grudnia 2013

Dwa Oblicza Wojny

Interwał 1 - "Wojna i Terror"

Rozdział 1 - Zapoznanie.



- Uwaga! Leci! - Tylko tyle zdołałem usłyszeć za plecami, gdy nagle rozległ się wielki wybuch. Poczułem okropny ból w uszach, więc w pośpiechu zatkałem je. Nie słyszałem już jęków ranionych towarzyszy. Teraz mogłem jedynie patrzeć, jak po kolei każdy z nich umiera...

Pierwszy promień słońca wpadł przez okno jak szalony. Dzisiaj miała przyjść wiadomość od Tomka. Bezlitosne słońce nie dawało za wygraną i ostatecznie zerwało mnie z łóżka. Nazywam się Adrian... Jestem dowódcą elitarnego oddziału antyterrorystycznego...  Nie byłoby nic w tym dziwnego, gdyby nie to, ze mam 17 lat. Cały mój oddział składa się z 17-latków! Niezłe bagno, co nie? Na co dzień mieszkam w niewielkiej miejscowości koło Poznania... Ale dosyć o mnie, wróćmy do opowiadania.

Chwiejnym krokiem otworzyłem drzwi od łazienki.

- Patrycja, odsuń się, chciałem skorzystać z łazienki... - Powiedziałem do stojącej przy umywalce koleżanki. Wyszła, więc zamknąłem za sobą drzwi... – Zaraz, zaraz... Patrycja!? Co ty tu robisz!? - Wyleciałem z łazienki jak poparzony. Moja reakcja musiała wyglądać zabawnie, zwłaszcza, ze byłem w piżamie w małe małpki.

- Mamy misję. - Powiedziała, powstrzymując się od śmiechu.
- No dobra, ale kto Ci, kurde, pozwolił włazić tu bez pukania? - Powiedziałem, ubierając spodnie. - I czego się tak gapisz?
- Pierwszy raz widzę Cię w takim stanie. Zawsze jesteś milczącym, tajemniczym gburem.
Nie odpowiedziałem na zaczepkę. Złapałem ją i wywaliłem za drzwi. Po chwili również wyszedłem.
- Co to za misja? - Zapytałem, chowając magazynek do kieszeni paska i zawieszając moją broń przez ramię. Patrycja momentalnie spoważniała.
- Nasz szef znalazł dokumenty związane ze sprawą Mateusza...
Przystanąłem.
- Czego dokładnie się dowiedział? - Zapytałem, nabijając karabin. Patrycja widocznie zauważyła ognik w moich oczach.
- Nie wiem... Kazał mi wezwać cały nasz oddział i dopiero wtedy omówi sprawę.

Patrycja wyraźnie była zainteresowana tą sprawą. Co prawda, nie znała Mateusza tak dobrze, jak ja, ale obiecała mi, że zrobi wszystko, by mi pomóc. Była to dość dziwna dziewczyna. Spędzamy razem praktycznie każdą wolną, jak i nie wolną chwilę, nawet na misje drużynowe chodzę z nią. Mimo to nigdy nie gadaliśmy o prywatnych sprawach. Ma czarne, kręcone włosy do Łopatek, niebieskie oczy i dość ładną twarz. Zazwyczaj ubiera się na zielono, nawet kolor kamizelki naszego oddziału, zwanego SEATT-A-a1 (Special-Elite Anti Terrorist Team - Alfa-a1, w skrócie Alfa - a1) ma zieloną. Jej broń to G36K - Dość ciężki karabin maszynowy, z którym potrafi prawdziwe cuda. 

- Co mi się tak przyglądasz? - Spojrzała na mnie pytającym wzrokiem, wyrywając przy tym z zamyślenia.
- Nic, podziwiałem Twoją broń. - W tym czasie dotarliśmy do biura. W gabinecie szefa czekała na nas reszta oddziału.

- Przejdę do sedna... - Zaczął niespokojnym głosem. - Wiem, że długi czas nie było żadnych wieści, a ta misja jest dla was priorytetowa... Więc wczoraj skład Beta - a1 znalazł dokumenty, dzięki którym udało nam się zlokalizować siedzibę jednej z groźniejszych grup terrorystycznych... - W tym momencie spojrzał na mnie i przerwał. - Był tam też Mateusz...
- Gdzie dokładnie znajduje się ta kryjówka? - Zapytał Piotrek, kiedy już chciałem otworzyć usta.
- Wszystko jest pokazane na mapie za wami. Kryjówka była namierzona 3 dni temu, całkiem możliwe, ze jest pusta...
- Czyli naszą misją jest zbadanie jej. - Powiedziałem, wstając.
- Tak, ale uważajcie. Oni ciągle mogą tam być! Oto szczegółowy plan okolicy kryjówki. Powodzenia! - Podał nam koperty, po czym zamknął drzwi. Wyruszyliśmy natychmiast.

Ja i Mateusz byliśmy kiedyś jak bracia, aż do czasu śmierci jego rodziców, którzy zginęli przez głupią pomyłkę oddziału Gamma - e4 wchodzącego w skład jednostki antyterrorystycznej, na początku wojny, która wybuchła 4 lata temu. Jego dziwne zachowanie nie było jedyną oznaką tego, że coś jest nie tak. Zaczął krzywdzić innych, kłamać, unikać rozmów... Aż pewnego dnia uciekł z domu i nie wrócił. Zostawił tylko list, w którym napisał, że zadecydował, co chce zrobić. Chciał zabić każdego człowieka, po kolei, bez wyjątku, w zemście za rodziców. Nie wiem czemu, ale mnie jako pierwszego umieścił na tej liście... Do tej pory ma na koncie wiele zabójstw. I choć wojna zakończyła się miesiąc temu, a inne kraje nie mieszają się już w nasze sprawy, wojna przerodziła się całkowicie w trwające aktualnie wojny domowe. Niesamowite, jak historia nienawiści może zmienić człowieka. Nie wiem, co mam robić, ale mam przeczucie, ze gdy spotkam się z nim twarzą w twarz, znajdę odpowiedź...

Następny rozdział:  Infiltracja

Wstępna informacja.

 Dwa Oblicza Wojny.


Witam was wszystkich serdecznie na tym oto blogu. Jak widać po jego adresie, będzie tutaj prowadzone opowiadanie o tytule "Dwa Oblicza Wojny". Nie jest to dopiero zaczęta przeze mnie praca. Piszę to opowiadanie już od 3 lat i aktualnie liczy ono 340+ rozdziałów, rozkładających się na cztery serie. Jest tego dość sporo, ale bloga postanowiłem założyć dopiero teraz. Czemu? Powód jest prosty. Piszę rozdziały maksymalnie jeden na tydzień, więc robiąc bloga wcześniej, zrobiłby się zastój. Będę wklejał po 2-3 rozdziały dziennie i myślę, że wszystko ładnie się zmieści.

Teraz trochę o fabule. Pierwsza seria jest to typowo wojenny-dramat. Grupa nastolatków z oddziału antyterrorystycznego gra tutaj główną rolę. Ich zadania są różne i urozmaicone, ale główny cel jest tylko jeden. Ta seria, oraz seria druga dotyczy wojny z terrorystami. Później wdrażane są wątki fantasy, supermoce, itd.

Rozdziały z serii pierwszej i drugiej nie są za długie, gdyż jak już wspominałem, było to 3 lata temu i nie myślałem o blogu. To tyle, jeżeli o informacje wstępne chodzi. Mam nadzieję, że się spodoba.

Akishiro aka. Kurosaki Mea.